niedziela, 24 sierpnia 2014

Epilog


Dwa miesiące później…

Carrie rozejrzała się wokół siebie, ale to wcale jej nie pomogło. Nigdy nie miała zbyt dobrej orientacji w terenie, dlatego i tym razem błądziła wśród najróżniejszych sal, próbując znaleźć tą właściwą. Szkoda tylko, że w pobliżu nie było żadnej osoby, która mogłaby jej pomóc. Jak to możliwe, że na korytarzu w uniwersytecie nie krzątał się żaden uczeń? Zdaje się, że Carolyn znalazła odpowiedź na to pytanie w momencie, gdy zerknęła ukradkiem na tarczę zegarka na swoim nadgarstku.
Była spóźniona. Znowu.
Próbując zdać się na kobiecą intuicję, przeszła dalej tym samym korytarzem po raz enty tego dnia. Ale już nie próbowała sobie przypomnieć, która z sal to mogła być, a po prostu zaryzykowała, wchodząc do jednej z nich.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała pokornie, wiedząc znajome twarze. Udało się. W końcu!
Profesor stojący przy wielkiej, białej tablicy, momentalnie odwrócił się w stronę drzwi. Był to mężczyzna w wieku czterdziestu kilku lat, ubrany w o rozmiar za duży garnitur. Okulary na jego nosie wydawały się kompletnie zbędne, bo wciąż wyglądał zza nich, jakby szkła tylko utrudniały mu widzenie. Jego mina nie zdradzała nic dobrego, ale studenci zdawali się już do tego przyzwyczaić. Wszyscy poza Carrie, która od dnia poznania tego mężczyzny, próbowała rozpogodzić go swoim szerokim uśmiechem. Bez skutku.
- Jak zawsze spóźniona – odpowiedział zgryźliwie, wskazując dłonią wolne miejsce w pierwszym rzędzie. Zapewne myślał, że w ten sposób ją ukara.
Carrie przeszła przez najmniejszą salę wykładową na całym uniwersytecie i usiadła tuż przed mężczyzną. Uśmiechnęła się ciepło, próbując udawać, że nie widzi jego zniesmaczonego spojrzenia. Udawała również, że nie dostrzega spojrzenia innych studentów, z którymi do tej pory nie nawiązała żadnej bliższej więzi.
Grupa, w której obecnie się znajdowała składała się w dużej mierze tylko z mężczyzn. Zresztą, to głównie ci wybierali fizykę komputerową, jako kierunek studiów. Nie dziwne więc, że kolorowe, kwieciste sukienki Carrie nie miały tu zrozumienia. Wszyscy traktowali ją, jak kosmitkę i chociaż usilnie próbowała im pokazać, że zna się na rzeczy, to wciąż była przez nich ignorowana. Wyglądało na to, że kolorowa blondi miała sobie nie znaleźć sprzymierzeńców wśród fizyków-informatyków.
Co prawda, na samym początku kilku facetów, próbowało się z nią dogadać. Jednak zaraz po tym, jak dała im do zrozumienia, że się z nimi nie prześpi, ci nagle rezygnowali z dalszych rozmów. Nie płakała nad tym. Jeśli jej nie akceptowali, to ich sprawa.
Z pełną uwagą słuchała dalszego wykładu profesora, który rozprawiał na temat badań dynamiki układu sprzężonych oscylatorów i jako jedna z nielicznych naprawdę rozumiała, o czym mówił. Szkoda tylko, że nikt tego nie zauważał. Ale wiedziała, że jeszcze przyjdzie czas, by pokazać wszystkim, na co ją stać.
Zaraz po zakończonym wykładzie zabrała wszystkie swoje rzeczy i wyszła z sali już nawet nie patrząc po twarzach swoich kolegów. Nie siliła się na żadne sztuczne uśmiechy, ani nie próbowała nikogo zagadać. Przestało jej na tym zależeć. Wiedziała przecież, że nie może mieć wszystkiego. I chociaż chwilami dołowało ją to strasznie, wolała się nad tym nie rozdrabniać, ani nie podejmować dalszych prób zakolegowania się z kimś, kto wcale tego nie chciał.
Po raz pierwszy bez problemu odnalazła wyjście z budynku, ale nawet to nie poprawiło jej humoru. Tego dnia czuła się naprawdę beznadziejnie, choć zdawała sobie sprawę, że nie ma ku temu teoretycznie żadnego powodu.
- Uśmiechnij się, Hollywood! – Zawołał dobrze jej znany głos. – Wyglądasz, jakby ktoś ci umarł.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jej zły nastrój minął, a na twarzy pojawił się uroczy uśmiech.
- Co ty tu robisz? – Zapytała, odwracając się do niespodziewanego gościa. – Myślałam, że zobaczymy się dopiero wieczorem.
Kilka kroków dalej, na masce czarnego Mercury Comet z 1963 roku opierał się ciemnowłosy chłopak. Jego czekoladowe oczy świeciły zdrowym blaskiem, a łobuzerski uśmiech dodawał mu pewnego, tajemniczego wyrazu. Czarne ciuchy jedynie to potwierdzały.
-  To już nie mogę odebrać swojej dziewczyny z uczelni? Nie wiedziałem, że są jakieś nowe, zabraniające mi tego zasady – powiedział, uśmiechając się delikatnie.
Uwielbiała, gdy się z nią tak przekomarzał.
- Przecież wysłałam ci nową listę zasad – jęknęła, próbując powstrzymać uśmiech. –Obiecałeś, że ją przeczytasz.
- Obiecanki cacanki – westchnął, przyciągając ją do siebie za pasek skórzanej torby. Zaraz po tym, gdy złapał ją w swoje objęcia, złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Było to zaledwie krótkie cmoknięcie, ale wystarczyło, by w brzuchu dziewczyny pojawiły się motylki, a kolana lekko się zachwiały.
- Jak było na wykładach? – Zapytał. Zawsze to robił. I za każdym razem słyszał tą samą odpowiedź.
- Beznadziejnie. Nikt mnie tam nie lubi.
- To dlatego, że cię jeszcze nie poznali – odparł, polegając na tej najbardziej optymistycznej odpowiedzi.
- Nawet nie próbowali!
- Bo to idioci.
Carrie przewróciła teatralnie oczyma.
- Nie mów tak, to wciąż moi koledzy.
- I koleżanki – poprawił ją.
- W mojej grupie oprócz mnie jest jeszcze tylko jedna dziewczyna.
Malik zmarszczył brwi.
- W takim razie cieszę się, że cię nie polubili.
Jasnowłosa jęknęła głośno, odpychając Mulata od siebie.
- Jak możesz tak mówić?
Zayn wzruszył ramionami, po czym otworzył drzwi od strony pasażera dla Carolyn.
- Jesteś moją dziewczyną, więc mam święte prawo pilnować tego, co moje.
Carrie obrzuciła chłopaka karcącym spojrzeniem, chociaż w rzeczywistości bardzo spodobały jej się słowa Malika. Do tego stopnia, że poczuła, jak w jej brzuchu do życia budzą się motyle.
- Nie powinieneś być teraz w pracy? – Zapytała, gdy chwilę później zajął miejsce obok niej.
Studio tatuażu Zayna w ciągu ostatnich dwóch miesięcy rozwinęło się w zaskakująco szybkim tempie. Ilość klientów doprowadziła nawet do tego, że Mulat był zmuszony zatrudnić do pomocy jeszcze jednego tatuażystę. Erin – która ku niezadowoleniu Carolyn również pracowała dla Malika – nie nadążała z umawianiem kolejnych klientów, gdyż grafik zarówno właściciela, jak i nowego pracownika pękał w szwach. Zayn „winę” za to zrzucał na Carrie, gdyż to właśnie ona zajęła się reklamą studia, jednak sama dziewczyna wiedziała, że znacznie większe znaczenie miał ogromny talent jej chłopaka.
- Dzisiaj wielki dzień, nie pamiętasz? – Zayn spojrzał na blondynkę zaczepnie, po czym odpalił silnik swojego ukochanego samochodu.
- Oczywiście, że pamiętam! – Oburzyła się. – Ale to chyba nie jest powód do tego, by porzucać pracę? Co na to Jason? Nie miał nic przeciwko? Został przecież sam…
Malik prychnął.
- To ja jestem jego szefem, nie odwrotnie.
Jasnowłosa pokiwała głową, ale wcale nie była usatysfakcjonowana taką odpowiedzią.
Gdy tylko wyjechali z terenu Uniwersytetu, Blake momentalnie odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że kolejne lata nauki nie będą dla niej tak przyjemne, jakby zapewne było to w Nowym Jorku. Nie potrafiła się odnaleźć na tej uczelni, a do tej pory nie znalazła osoby, która mogłaby jej w tym pomóc. Wśród jej londyńskich przyjaciół nikt nie znajdował się na tym samym wydziale, co ona. Nie wspominając już o wyborze kierunku. Wiedziała jednak, że będzie musiała to przeboleć. Z pewnością było to warte tego, co miała, gdy wracała do domu.
Wciąż mieszkała z ojcem, ale większość wolnego czasu spędzała albo w studio Malika, albo w jego mieszkaniu na górze. Jej tata często na to narzekał, dlatego czasami - tak w ramach niewielkich zmian - Malik po pracy przyjeżdżał do niej. Wbrew pozorom to również nie było najlepsze rozwiązanie dla Johna, który i wtedy zrzędził. Tyle że, tak dla odmiany, powodem tego były godziny, w jakich Zayn opuszczał posiadłość pana Blake’a.
Samochód zatrzymał się pod domem Malika, a Carrie już ledwo pamiętała o tym, jak bardzo nie znosiła swojej nowej uczelni. Teraz nagle wszystko stało się proste i dobrze wiedziała, że tak naprawdę Londyn był miastem, do którego należała.
To zawsze był Londyn.
Weszli do studia, kierując się prosto do „gabinetu” Malika. Zanim jednak przekroczyli jego próg Zayn musiał chwilę porozmawiać z Erin. Panna Kolorowe Pasemka opowiedziała swojemu szefowi o wszystkim, co wydarzyło się podczas jego nieobecności. I chociaż teoretycznie dziewczyna straciła zainteresowanie Zaynem, przerzucając się na nowego pracownika, to Carrie wciąż jej nie znosiła. W tej dziewczynie było coś, co potrafiło doprowadzić blondynkę na skraj wytrzymałości. No cóż, najwyraźniej nigdy nie przyjedzie taki moment, że będzie czuła się swobodnie w towarzystwie byłych kochanek swojego chłopaka. I chociaż wiedziała, iż Zayn kompletnie nic nie czuł do swojej pracownicy, Carolyn nie potrafiła się nawet do niej uśmiechnąć.
Gdy Malik zakończył swoją krótką pogawędkę, Blake czekała już na niego w gabinecie. Siedziała na wielkim fotelu kosmetycznym, a jej dobry humor powrócił, jak tylko zobaczyła uśmiechniętą twarz Mulata. Była świadoma, że to, co zaraz się stanie ma dla Zayna większe znaczenie, niż dla niej, ale z jakiegoś powodu cieszyło ją to ogromnie.
- Gotowa? – Zapytał, nadal się uśmiechając.
- Jestem lekko zdenerwowana, ale to chyba normalne, prawda?
Zayn pokiwał głową, rozpoczynając rutynowe przygotowania. Zebrał wszystkie potrzebne im rzeczy, a gdy był już gotowy, stanął przy fotelu kosmetycznym.
- Wszystko będzie dobrze – pocieszył ją.
Carrie spojrzała na niego z powątpiewaniem, po czym zeskoczyła z fotela, robiąc miejsce swojemu chłopakowi.
- A jeśli coś zepsuję? – Jęknęła.
- Nic nie zepsujesz.
Przeprowadzali tę rozmowę już nie raz. I choć widział, że sam pomysł bardzo podobał się jasnowłosej, to był świadomy, że dziewczyna ma mnóstwo wątpliwości. Nie trudno było się domyślić, iż nie czuje się pewnie. Jakby nie patrzeć, nigdy nikomu nie robiła tatuażu.
- Może lepiej żeby Jason się tym zajął? – Zapytała, już nie pierwszy raz wychodząc z tą propozycją. – On zna się na rzeczy. Na pewno zrobi to lepiej niż ja.
Zayn pokręcił przecząco głową.
- Ale ja chcę, żebyś ty to zrobiła. Jeśli się nie uda, to trudno. Będę żył z najbrzydszym tatuażem świata na ramieniu – wyjaśnił z cwaniackim uśmiechem.
Być może dla niego wydawało się to zabawne, ale Carrie była bliska zawału. Serce waliło jej niesamowicie szybko. Miała nawet wrażenie, że kilka razy obiło się o jej żebra.
- Naprawdę, Zayn, bardzo śmieszne – prychnęła. – Jeszcze chwila, a specjalnie spapram tę robotę. Albo zamiast planowanego tatuażu, napiszę ci na czole „kretyn”.
Malik udał, że się namyśla.
- Całkiem oryginalny pomysł – wyznał z fałszywą aprobatą w głosie, na co Carrie jedyne przewróciła teatralnie oczyma. Wiedziała, że w tym wypadku dalsza rozmowa jest zupełnie niepotrzebna.
- Sam tego chciałeś – powiedziała, nakładając na dłonie gumowe rękawiczki.
Nie raz widziała, jak Zayn robił tatuaż swoim klientom. Co więcej, bardzo często pozwalał jej trenować na sztucznych skórach, które specjalnie dla niej kupował. Wtedy jednak jeszcze nie wiedziała, jaki jest tego cel.
- Dasz sobie radę – oznajmił Malik. Teraz już w jego głosie nie usłyszała żadnego przekomarzania się, a troskę i wsparcie. Musiał przecież wiedzieć, jak bardzo ten moment jest dla niej stresujący.
- Zdajesz sobie sprawę, że to tatuaż i nie będzie tak łatwo tego usunąć? – Upewniła się.
- Co ty nie powiesz? – Zaśmiał się. – Jaki ze mnie tatuażysta, skoro do tej pory o tym nie wiedziałem?
- Oj, zamknij się!
Ale teraz już oboje się głośno śmiali i, co ciekawe, stres kompletnie spłynął z Carolyn. Wyglądało na to, że całe gadanie Malika nie było zwykłym nabijaniem się, czy dogryzaniem. Po prostu chciał nieco rozluźnić biedną Blake.
- Zaczynamy – powiedziała cicho jasnowłosa, po czym zabrała się do pracy.
Robiła wszystko to, o czym wcześniej mówił jej Zayn. Z wielką dokładnością wykonywała każdy najmniejszy krok i pod czujnym, ale wspierającym spojrzeniem Malika, wszystko wydawało się proste.
I właśnie w ten sposób, tuż obok tatuażu na ramieniu chłopaka, będącym wizerunkiem jego dziewczyny, powstał nowy. Była to, co prawda, tylko data ich pierwszego spotkania, jednak dla Zayna tatuaż miał ogromną wartość. Szczególnie, że jego wykonawcą była sama Carrie.
- Gotowe – powiedziała jasnowłosa, uśmiechając się delikatnie. Cieszyła się, że podołała. Zwłaszcza, że ręka nie drżała jej tak, jak się tego obawiała.
- I co, nie było to takie straszne, prawda? – Zaśmiał się Zayn, pomagając Carrie nałożyć folię ochronną na tatuaż. I gdy tylko kawałek prześwitującego materiału znalazł się na jego ramieniu, Carrie poczuła ogromną ulgę. Dlatego też od razu rzuciła się na swojego chłopaka, mocno go przytulając.
- Nie potrzebujesz może nowego pracownika? – Zaśmiała się.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – odpowiedział z uśmiechem, układając ich oboje na fotelu kosmetycznym. Może nie było tam zbyt dużo miejsca, ale w pełni im to wystarczyło. Dlatego też kompletnie nie kłopotali się tym, jak dużo czasu spędzili w tej niewygodnej pozycji. Oboje rozkoszowali się swoją obecnością i intymnością tej chwili. W końcu, zarówno dla Carolyn, jak i dla Zayna robienie tatuażu było czymś wyjątkowym i istotnym.
Blondynka mimowolnie spojrzała na ramię chłopaka, na którym widniała jej podobizna. Wcześniej była zszokowana faktem, że Malik po tak krótkiej znajomości wytatuował sobie szkic jej osoby na ramieniu. Teraz jednak wcale jej to nie dziwiło. Wiedziała bowiem, że tym sposobem zadeklarował jej coś ważnego. Żałowała tylko, że nie może odpowiedzieć mu tym samym. Podobały jej się tatuaże i kochała je oglądać na ciele Mulata, ale jakoś nie miała odwagi, by naznaczyć nimi swoją skórę. Ale wiedziała, że jeszcze kiedyś nadejdzie ten dzień, kiedy poprosi Malika, by to zrobił.
 Myśli Carrie zostały przerwane przez pukanie do drzwi, które zaledwie chwilę później zostały otwarte przez Erin. Dziewczyna pojawiła się w progu pomieszczenia z dziwnym grymasem na twarzy.
- Jest już osiemnasta – wyjaśniła, czując się przy tym wyraźnie niepewnie. – Jason i ja już wychodzimy.
Blake uśmiechnęła się w duchu. Dobrze wiedziała, iż zachowanie panny Kolorowe Pasemka jest spowodowane tym, że Zayn Malik ciasno obejmował swoją dziewczynę. A więc robił coś, czego nikt wcześniej nie widział.
Jakby nie było, wszyscy uważali Mulata za niezdolnego do jakichkolwiek uczuć faceta, który nie angażował się w żadne, głębsze relacje z kobietami. I, broń Boże, nie okazywał im czułości. Do czasu, oczywiście. A Carolyn cieszyła się ogromnie, że może się nazywać dziewczyną, która zmieniła tę znaczącą kwestię.
- Jasne. – Odpowiedział zaspanym, nieco zachrypniętym głosem. – Zamknijcie tylko drzwi do studia.
Erin pokiwała głową, po czym pożegnała się z nimi jedynie machnięciem ręki.
W pomieszczeniu ponownie zawitała kojąca cisza, a każde z nich powróciło do swoich rozmyślań.
- Cieszę się, że zostałam w Londynie – powiedziała po chwili panna Blake. Sama była zaskoczona swoimi słowami. Nie miała pojęcia, dlaczego tak właściwie się odezwała. Przecież nawet tego nie planowała. Jakimś jednak cudem słowa same odnalazły drogę do jej ust.
- Ani trochę nie żałujesz tej decyzji?
Carolyn dobrze wiedziała, co konkretnie Malik miał na myśli.
- Uniwersytet to nie wszystko. – Wzruszyła ramionami. – Zresztą, to dopiero początek. Wszystko może się jeszcze zmienić.
Zayn westchnął cicho.
- Przykro mi, że musisz tak się tam męczyć.
Dziewczyna zaśmiała się radośnie.
- Mnie nie tak bardzo – wyjaśniła. – Szczególnie, że zaraz po zajęciach mogę wrócić do ciebie. To naprawdę dobre zakończenie dnia.
Mulat objął ją mocnej ramieniem, próbując przycisnąć jeszcze bardziej do swojego ciała. Jakby to w ogóle było możliwe.
- Ja też się cieszę, że zostałaś w Londynie – szepnął jej do ucha.
Nie byli typową parą. Na pierwszy rzut oka różnili się absolutnie wszystkim. Począwszy od stylu ubierania, skończywszy na charakterze. Ale w tym wszystkim było również miejsce na podobieństwa. Drobne, bo drobne, ale jednak.
Żadne z nich nie przypuszczało, że kiedyś może ich połączyć coś tak istotnego. Tyle że w życiu właśnie tak już jest. Zdarzają się rzeczy, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Teraz mogli cieszyć się jedynie z tego, że w odpowiednim momencie podjęli ryzyko. Sięgnęli po to, czego oboje pragnęli najbardziej. I chociaż nie zawsze było kolorowo i nie wszystko układało się perfekcyjnie, to mieli siebie.
Chwilami zdawało im się, że żyją we śnie. I w sumie, do tej pory nie mieli pewności, czy aby na pewno sobie wszystkiego nie wymyślili. Bo chociaż nic nie było idealne, to jakimś cudem takie właśnie im się wydawało…





Wygląda na to, że to już koniec. Jest mi trochę przykro, że to opowiadanie się skończyło. Przywiązałam się zarówno do bohaterów, jak i do Was, moi kochani czytelnicy. 
Bardzo Wam dziękuję, że byliście tutaj ze mną i wspieraliście mnie podczas pracy nad tą historią. Broń Boże nie chcę się z Wami jeszcze rozstawać, dlatego zapraszam Was na moje nowe opowiadanie www.figure-you-out.blogspot.com. Mam nadzieję, że ze mną zostaniecie. 

Jeszcze raz za wszystko dziękuję.